Jeszcze niedawno terapie małżeńskie były u nas traktowane jako kaprys ludzi, którzy mają za dużo pieniędzy. Dziś na kozetce można spotkać nie tylko pary celebrytów, ale też przeciętnych Kowalskich. Często to jedyne wyjście. Ostatnie.
Przykładowa para.
Nasza szara para to Karolina i Adam. Terapeuta Karolinę na pierwszej sesji, czy jest pewna, że jeśli odejdzie od męża, będzie szczęśliwsza, niż teraz. Nie od razu znalazła odpowiedź. Przypomniała sobie, jak bardzo nieszczęśliwa była przez ostatnie miesiące, uprawiając z mężem wymuszony seks na pralce. Oboje właśnie przekroczyli czterdziestkę, ale wciąż nie doczekali się potomka. Wydali mnóstwo pieniędzy na zabiegi w drogich klinikach, stosowali się do wszystkich lekarskich zaleceń, jak seks punktualnie o 6:00 i 15:10 – stąd ta pralka.
O swoich problemach nie opowiadali nikomu, nawet najbliższej rodzinie – w naszym społeczeństwie nawet zdrada jest bardziej akceptowalna, niż bezpłodność. Terapię też trzeba było trzymać w tajemnicy. Też wstyd.
Wstyd przed podjęciem terapii.
Psychologowie twierdzą, że to właśnie wstyd był zawsze głównym czynnikiem hamującym pary przed wizytą u terapeuty. Na szczęście możemy mówić o tym w czasie przeszłym, bo w ostatnich latach odsetek par decydujących się na wizytę u psychologa nieustannie rośnie. Jeśli chcemy wybrać się na refundowaną terapię, to czekać możemy nawet półtora roku. Jeśli natomiast zdecydujemy się zapłacić z własnej kieszeni, możemy wydać w ciągu roku nawet 10 tys. złotych.
Według badań rozwody są przez polskie społeczeństwo odbierane jako największa plaga naszych czasów zaraz po narkomanii. Wciąż tkwimy w przekonaniu, że małżeństwo to najszybsza droga do szczęścia. Warunki są jednak dla małżeństw coraz trudniejsze, a partnerzy przyjmują wobec siebie nawzajem postawę roszczeniową. Nierealistyczne oczekiwania co do małżeńskiego życia nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością.
Wojny małżeńskie zdarzają się także podczas sesji terapeutycznych. Czasem okazuje się, że ludzi nie łączy już nic oprócz zadawnionych ran, uraz. Jeśli jednak obie strony wykazują wolę współpracy, jeśli nadejdzie moment, w którym to, co dzieli, wyda się nagle małe i głupie w obliczu wspólnych przeczyć, wspomnień, wartości, to terapia może zdziałać cuda.
Karolina też wreszcie znalazła odpowiedź. Zrozumiała, ze z Adamem ja więcej łączy, niż dzieli.
sierpnia 1